Uczucia spuszczone z wodzy

Jeszcze tego samego wieczoru nieopodal ich domu rozpalili ognisko aby upiec mięso przyniesione przez ojca Akiry i Nikolasa. Wszystko już było jasne. Jutro wyjeżdżali z Nikiem na poszukiwania Nastii. Na pewno im się uda ją znaleźć, na pewno sprowadzą ją do domu…

Kiedy zastała ich noc i po jedzeniu pojawiły się lepsze napitki wszyscy zrobili się weseli, zaczęli tańczyć, śmiać się. Tego mu było trzeba, ucieczki od problemów, przebywania z przyjaciółmi i zapomnienia o bożym świecie,  o tym jak musiał przez ostatni czas poświęcać się tylko jednej osobie. Patrzył jak Akira poprawiała mięso na rożnie, tego wieczoru wyglądała na prawdę pięknie. Długie włosy kaskadami spływały jej po sukience z, krótkim rękawkiem, a policzki różowiły się lekko od wypitego alkoholu. Jednak dotrzymać tępa mężczyzną w piciu było nie lada wyczynem. Zastanawiał się czemu nie mógł zakochać się w wiejskiej kobiecie takiej jak ona. Jakież to by było proste. Dałby jej dzieci, mieszkali by w małej chatce na skraju lasu i byliby po prostu szczęśliwi. Nagle Akira spojrzała na niego i uśmiechnęła się, podeszła i usiadła obok Jina na trawie.
-piękna noc co? widać wszystkie gwiazdy- dziewczyna popatrzyła w górę, lekko zadarła głowę, a kiedy także on spojrzał w tym samym kierunku ona zlustrowała całe jego ciało, przygryzła swoje wargi, myślała, że nie zauważy
-tak, tutaj jest na prawdę pięknie. U nas nie widać takiego nieba- Jin popatrzył na nią i uśmiechnął się
-A więc już jutro Cię tu nie będzie- Aki nagle zmieniła temat co wywołało zmieszanie Jina
-Tak, muszę opuścić to miejsce- rzekł powoli- z resztą już nadto używałem waszej gościnności
-Wierz mi..- dziewczyna się zawahała- nam, było naprawdę miło Ci pomóc- zarumieniła się jeszcze bardziej niż po wypitym alkoholu.
-Jin, ja chciała Cię o coś zapytać jeżeli mogę- popatrzyła na niego
Mężczyzna sięgnął po kufel z bimbrem, upił łyka – pytaj- powiedział, był ciekawy czemu ta dziewczyna jest taka tajemnicza tego wieczoru.
-Zastanawiała mnie pewna rzecz- Widać było, że Akirze trudno jest wydusić słowa- Twoja kobieta, Nastia. Opowiadasz o tym jak ją kochasz, jak dobrze traktujesz i o tym ile dla niej poświęciłeś. A ona? Ona w zamian traktuje Cię trochę jakbyś był kukiełką, którą wykorzysta do swoich celów. Nie zrozum mnie źle, proszę. Ja tylko widzę jakim jesteś dobrym człowiek, a jak cierpisz – po tych słowach położyła mu na klatce piersiowej dłoń, ostatnio przybyło mu  mięśni od pomocy jaką służył im ciężko pracując wraz z gospodarzami- dla innej kobiety, byłbyś skarbem. Ciężko pracujesz, pomagasz nam, nawet po tym jak Cię znaleźliśmy i obudziłeś się starałeś się nie być dla naszej rodziny ciężarem. Gdybym ja miała takiego… mężczyznę- Akira przerwała, wzięła rękę z jego koszuli i wstała- przepraszam, ale muszę już iść, posunęłam się za daleko. Wybacz mi.
Jin patrzył tylko na oddalające się dziewczę, na jej smukłą figurę i płomienne włosy. Nie wiedział do końca o co chodziło Akirze. Zachowywała się dziwnie. Nagle ktoś wrzasnął mu do ucha
-Pijemy, bracie!- był to już kompletnie pijany Nikolas- Jin ja przed ten czas co u nas jesteś, ja traktuje Cię, traktuję jak brata!- Nik zatoczył się lekko i czknął. Walnął się na trawę.
-Dzięki Nikolas, z Ciebie też dobry przyjaciel- zaśmiał się wesoło Jin
-Nie przyjaciel! Miej mnie za brata!- Nikolas zirytował się głośno co wywołało salwy śmiechu u Jinnaia
-Pewnie, chodź, położymy się już. Przed nami długa droga jutro, nie chcę żebyś się porzygał i rozchorował. Będziemy mieć jeszcze dużo okazji do picia.

Tej nocy Jin nie mógł zasnąć. Myślał o tym kim była dla niego Nastia i coraz bardziej ją nienawidził  za obojętność do niego i bliskich,czasem wydawało się mu, że jej serce jest zrobione z kamienia. Jednocześnie kochał ją najbardziej na świecie i nie mógł zrezygnować z tej miłości. Westchnął. Nagle w tej ciszy usłyszał ciche skrzypienie podłogi, ktoś uchylił drzwi  do jego izby. Postać stała chwilę przy drzwiach w bezruchu.
-Czego chcesz Akira?- powiedział Jin siadając na łóżku
Postać podeszła do niego i po chwili ujrzał dziewczę odziane tylko białą koszulę nocną z falbankami. Lekko opinała jej ciało. Akira usiadła obok niego.
-Nie możesz spać?
Dziewczyna pokręciła głową potakująco.
-Jutro Cię już tutaj nie będzie Jin
-Tak, jutro wyruszamy, mówiłem to już
Mężczyzna wydawał się na prawdę niewzruszony.
W końcu stanęła przed nim, popatrzyła mu w oczy.
-Kochaj się ze mną Jin. Wiem, że to perfidne. Możesz pomyśleć, że jestem cyniczna ale zrób to ze mną. Pokochałam Cię od kiedy się Tobą opiekowałam, kiedy widziałam jak pracujesz, jaki jesteś dzielny i jak umiesz poświęcić się drugiej osobie. Jin.. Ja bardzo tego chcę. Mimo, że miałam już jednego czy dwóch mężczyzn tylko ty wyzwalasz we mnie takie uczucie. Kiedy na Ciebie patrzę myślę tylko o tym jakby było gdybyś trzymał mnie w ramionach, proszę- wyciągnęła ręce aby ująć jego twarz. Nie zdążyła jednak tego zrobić, bo on chwycił ją i jednym ruchem zdjął jej koszulę.
-Nie proszę Cię żebyś oddał mi uczucie. Wiem, że to nie możliwe, ale nie przeszkadza mi to o ile dasz mi tę jedną noc, wiem jaki jesteś spragniony- Akira ledwo łapała oddech kiedy przygwoździł ją do łóżka.
-Ja…- nie dokończyła, bo przykrył jej usta pocałunkiem, ich języki się splotły, a usta połączyły. Złapali się za ręce i pieścili. Była taka piękna. Potem zrobili to. Chociaż było to hańbiące Jin wyobrażał sobie wciąż jak całuje swoją żonę. To Nastia była teraz w jego łóżku. To z nią się kochał. To ona się uśmiechała i pojękiwała. A przede wszystkim to ona mówiła, że go kocha…

Rano obudziły go promienie słoneczne przenikające przez okiennice. Nikogo z nim nie było. Zaraz wyruszali. Ubrał się szybko i spakował. W stajni czekał na niego Nikolas.
-Gotowy?
Jin przytaknął.

Sen na Jawie

Dobrze, że to tylko sen. Tak, to sen. Jin zamknął oczy  i powoli zasnął z powrotem. Wszystko w tej wizji sennej było takie rzeczywiste. Gesty, ruchy to że włosy Nastii tak delikatnie i figlarnie poruszały się na wietrze jak to zwykle były robić gdy wychodziła z chatki. Pomyślał potem o jej uśmiechu, tym prawdziwym, o tym jak unosi delikatnie konciki ust do góry, a podczas tego twożą się w jej policzkach małe dołeczki. Tylko on wiedział, że jej uśmiech prawie zawsze był wymuszony, ponieważ  wszyscy od niej tego wymagali. Tacy już są ludzie… Poddani stereotypom. Temu, że człowiek ma być zawsze taktowny w swoim zachowaniu, ponieważ może narazić się na śmieszność i upokorzenie poprzez niewłaściwy ruch, ułożenie ręki czy spojrzenie lub właśnie brak uśmiechu. Przy nim Nastia nie musiała nikogo udawać, wiedział jaka jest na prawdę, a mimo to bardzo ją kochał. Taka bezwarunkowa miłość. I w cale z tego powodu nie cierpiał. Kochał ją od dziecka za to, że tak dzielnie zniosła śmierć swoich bliskich, za to, że odnalazła siebie w ich rodzinie, za to, iż zawsze w chwilach słabości mógł się jej zwierzyć i otrzymać ten prawdziwy uśmiech jaki ofiarowywany był tylko w wyjątkowych sytuacjach najbliższym osobom. Wtedy czuł się najbardziej wyjątkowy. Kochał ją też za to, że mimo tego, iż uwielbiała być wolna od jakichkolwiek zobowiązań i władzy żyła w tym mieście, a także wyszła za niego.. Jin myślał o tym jak ciężko mu jest z wizją tego, że właśnie stało się coś o czym zawsze marzył względem niej. Ale mimo ślubu dystans miedzy nimi został zachowany. Ona nie pozwalała mu sie tknąć i była na niego obojętna zupełnie inaczej niż wtedy gdy oboje byli dziećmi.

Westchnął. Wstał i  przechodząc przez korytarz do spichlerza aby przygotować im obojgu pierwszy posiłek zajrzał do jej izdebki. Po chwili dech zaparło mu w piersi. Nie było jej. Wstrzymał oddech. Pościel w której spała była poprzecina i zakrwawiona, a pokój pełen był pierza z rozerwanych poduszek. Koło toaletki na ziemi leżały roztrzaskane flakoniki perfum. Jin wszedł do środka. Po lewej stronie na ścianie był przybity gwoździem komunikat oznaczony pieczęcią, którą bardzo łatwo było rozpoznać. Brzmiał on tak:

,,Ciżmini!

Niniejszym w dniu dzisiejszym w tym domu pochwycona została jedna z plugawych i niegodziwych istot jakie do tej pory chodziły po ziemi- czarownica. Nie muszę wam przypominać jak okrutne i podstępne są te kreatury. W imię Pana w wyniku pojawienia się nadmiaru okropnych stworzeń zarządzamy polowanie na wszelkich nieludzi, a w tym czarownic i czarodziejów, niziołków, centaurów, elfów, itd.  Obywatele tego domu- wasza własność została oczyszczona. Dziękujcie.

H.,,

C.D.N…

Ruszamy w drogę

Jin nie musiał długo szukać. Nikolas stał na środku polany, która znajdowała się niżej niż domek rodzeństwa.

-Przepraszam- mruknął kiedy nasz bohater podszedł do niego
-Nie ma sprawy. Potrzebny był mi mocny kopniak w tyłek- uśmiechnął się smuto Jin
-Kilka lat temu poznałem dziewczynę. Tutaj w wiosce- zaczął Nikolas bez pardonu-
była piękną brunetką zupełnie jak twoja Nastia. Chciałem aby została moją żoną. Była już wtedy moja. Cała.  Z całą swą dobrocią. Nie pracowała na roli tak jak my. Widzieliśmy ją nie raz jak przechadza się w niedziele do świątyni przystrojona w piękne suknie ze spinkami we włosach w towarzystwie swoich sióstr. Była najładniejsza z nich. Pamiętam jak Akira patrzyła w nią jak w obrazek – uśmiechnął się.
-Czemu więc nie jesteście razem?- zapytał Jin
-W dniu w którym przyszedłem do jej domu i poprosiłem jej ojca o rękę córki spojrzał na mnie, uśmiechnął się pod nosem i zapytał czy mam przerwę w sadzeniu ziemniaków, że pojawiłem się u nich, czy chce wyczyścić mu buty- Nik przerwał nagle
-Wtedy zrozumiałem, że ta dziewczyna to nie mój poziom. Ja jestem prosty, biedny, a ona pochodziła z zamożnej rodziny. Dowiedziałem się, że miesiąc później została wydana za kupca z południa i opuściła wioskę.
-Jin, chodzi mi o to, że każdy dzień jest ważny, każdy plan odpowiedni aby go zrealizować kiedy tylko myśli się o ukochanej osobie i o tym, że jeśli walczysz o miłość, która jest bardzo ważną sprawą to dasz sobie radę. Ja mogłem uciec z nią. Zarobić aby widzieli we mnie kogoś kogo chcieli widzieć. Bogatego mężczyznę. Ale nie zrobiłem nic. Kompletnie nic- Nik popatrzył Jinowi prosto w oczy- dlatego chcę Cię przekonać do tego, że o ile masz nadzieję na to, że twoja żona żyje to powinna Ci ona wystarczyć nie zależnie od przeciwności losu. Powinniśmy ruszyć. Dzisiaj, jutro. Od razu. Aby ją odszukać i zabrać do domu. Nie wiadomo jakie okropności wyczynia Pan i jego ludzie takim jak ona. Pomyśl o tym, że Nastia w pałacu dowie się kim jest na prawdę. To będzie dla niej dodatkowy szok przy wszystkich torturach jakich dozna…
-Wyruszam jutro o świcie- uciął mu Jin- zadecydowałem
-Co to znaczy wyruszam? Nigdzie samego Cię nie puszczę. Sam nie mam już czego szukać w tej wiosce. Więc nikt za mną nie zatęskni kiedy odejdę i nikt nie zapłacze gdy zginę w słusznej sprawie. A może przydarzą nam się wspaniałe przygody?- zaśmiał się Nik
-Na pewno- szepnął Jin
-Na pewno- powiedział Nikolas i obaj popatrzyli na wieczorne niebo…
Było już wszystko postanowione…

C.D.N

Poszukiwania

U swoich gospodarzy  Jinnai spędzał już tydzień. Dochodził do siebie po porwaniu Nastii. Pomagał w sprzątaniu, gotowaniu. Obserwował jak Akira i jej brat pracują na roli. Już wcześniej zauważył  że są oni rolnikami. Dziewczyna mimo schludnego wyglądu miała poranione, spracowane ręce i choć zgrabnie starała się to ukryć to i tak było to niestety widoczne przy każdej czynności jaką wykonywała. Poza tym była pięknością. Rude włosy, zwykle rozpuszczone i piegi na twarzy wyróżniały się na bladej skórze, a w niebieskich oczach odbijał się cały świat na jaki patrzyła. Miała też piękne kobiece kształty. Musi być uznawana za na prawdę piękną we wsi, pomyślał Jin. Za to Nikolas był zupełnym przeciwieństwem siostry. Brązowe kosmyki kręconych włosów opadały na jego orzechowe oczy, a szczupła aczkolwiek muskularna budowa i wiecznie brudne ubranie świadczyły o tym czym się zajmował.  Ich ojciec skoro wracał o zmierzchu tak co świt wyruszał na polowanie, aby zapewnić swojej rodzinie mięso, ponieważ zboże i rośliny już mieli. O ich mamie dowiedział się później. Podobno po urodzeniu swoich dzieci zdecydowała, że chce zostać kapłanką w pobliskiej świątyni na wschodzie i tam ostała aż po dzisiejszy dzień.

Cały czas myślał też o tym co stało się w Ciżmie na wzgórzu. Starał się nie działać pochopnie, aby nie skończyć tak jak niedawno, omdlały w kupie liści. Był jeszcze słaby.
W między czasie opowiedział Akirze i Nikolasowi o tym co się stało. Jak  zakochał się w czarodziejce, która uwielbiała wyłącznie wolność i ich związek był wynikiem paktu wobec możnych wioski w której mieszkali aby tę upragnioną wolność mogła zyskać. Jak po ślubie nie mógł jej dotknąć, ponieważ ona nie żywiła do niego żadnych uczuć. Jak paręnaście lat temu rodzina Nastii została zamordowana w swoim domu na wzgórzu, a tylko ona maleńka ocalała. I w końcu powiedział im o uprowadzeniu, o śnie jaki miał w ową noc, a który później okazał się prawdą, o śladach krwi i liście.

-Ona sama nie wie, że jest czarodziejką – powiedział Jin- Ja jej nie powiedziałem… jestem takim durniem…

Rodzeństwo patrzyło na niego z bólem, jak i zaciekawieniem na twarzach. Nie było to dziwne, ponieważ na wsiach często słyszy się  o uprawianiu magii, lecz nikt nie wierzy, aby wrodzona moc do czarów istniała u kogoś na prawdę.  Ani jedno, ani drugie nie potrafiło wydusić z siebie żadnego słowa.
Po dłuższej chwili ciszy pierwszy odezwał się Nikolas:

-Na co my jeszcze czekamy? Na co pytam się? Ona jest twoją ukochaną, tak? W takim razie weź się w garść i musimy spieszyć jej na ratunek! Nie ma czasu do stracenia- wykrzyczawszy to uderzył pięścią w stół
-A jeżeli jest już po niej?- szepnął Jin
-Nikolas uspokój się- warknęła Akira
-Wolę powiedzieć mu co mi leży na sercu niż milczeć! Trzeba działać, a nie załamywać ręce i płakać nad swoim losem. Ty przynajmniej możesz jeszcze coś zrobić. Zresztą gówno wiecie! – brat Akiry wybiegł z ich domu. Dziewczyna nawet nie próbowała go gonić.
-Widzisz Jin, Nikolas też nie jest tak szczęśliwym człowiekiem na jakiego wygląda. Musisz wybaczyć mu to zachowanie. Mam nadzieję, że opowie Ci swoją historię kiedy go złapiesz- Akira uśmiechnęła się i wymknęła cicho do swojej izby, a Jin ruszył na poszukiwania nowego przyjaciela.

C.D.N

Nieoczekiwana Pomoc

Czy byliście kiedyś w takiej sytuacji? Pełni goryczy i smutku takiego, że jest w stanie wyrwać wam serce z piersi, a następnie rzucić aby zginęło gdzieś daleko i nikt nigdy już go nie odnalazł? W sytuacji kiedy wasza najcenniejsza na świecie osoba po prostu od tak znika? Co czuliście wtedy? Niepewność, słabość? Byliście bezsilni wobec wyższości złej siły? 

Tak właśnie czuł się teraz Jin. Były w nim gorycz i smutek. Był niepewny w tej całej sytuacji swojej siły i tego czy jest w stanie odzyskać Nastię. Dobijał go fakt, że nie wie gdzie ona jest i co się z nią dzieje. W końcu- tak jak głosił list- w tym momencie odbywało się polowanie na czarownice.  Usiadł na podłodze wśród rozwalonych poduszek, wśród krwi i szkła, i gorzko zapłakał. Łzy zaczęły lecieć z jego oczu podobnie jak krople deszczu lecą z czarnych smutnych chmur za oknem uderzając o ziemię. Jakby pogoda wraz z nim opłakiwała wielką stratę. W końcu Nastia była bliska także naturze. Wstał. Nie wiedząc gdzie idzie, bez celu wyszedł z chatki, do pobliskiego lasu i szedł przed siebie kilka, kilkanaście godzin. Szedł boso, w spodniach w których zwykle spał, bez koszuli. Zimno doswierało mu niesamowicie, ale bardziej zawadzała mu myśl, że prawdopodobnie nigdy już nie zobaczy swojej ukochanej. W końcu wycieńczony upadł na ściółkę leśną i zasnął. I wtedy ją zobaczył, w śnie jak na jawie, piękną z długimi ciemnymi włosami o oczach które mieniły się bardziej niż szlachetne kamienie i słońce o poranku. Poczuł zaskakujące ciepło i ukojenie. Chwyciła go za dłoń i położyła na swoim sercu. Była taka rozpalona i gorąca. A potem go pocałowała. Delikatnie i z uczuciem siadając mu na kolanach i obejmując za szyję. Tak jak nigdy. Nie miała takiego zwyczaju. 

 A potem obudził się w łóżku. Na czole miał okład, a obok niego stała młoda dziewczyna i mężczyzna, których zobaczył ukradkowo uchylonymi oczyma.

-Obudził się! Nikolas! Słyszysz mnie? On się obudził- dziewczyna była wyraźnie ucieszona

-Uspokój się Akira- rzekł brunet- halo nieznajomy, słyszysz mnie? 

-Może musi jeszcze odpocząć…

-Cicho bądź kobieto i nie wtrącaj się

-Sam bądź cicho- Akira zaczerwieniła się ze złości

-Aaa zapomniałem, przystojniaczek Ci się podoba, tak? Haha no tak

-Zamknij się- warknęła dziewczyna gotowa rzucić się z pięściami na Nikolasa

Jin otworzył całkowicie oczy i podniósł się. Wszystko wokół niego zamigotoło.

-Ach- jęknął chory

-Nie wstawaj!- Złapała go Akira opierając się przy okazji obfitym biustem o jego ramię.- Masz jeszcze gorączkę, a poza tym jesteś ranny. 

– Jak będziesz mnie tak dotykać to gorączka tym bardziej mi urośnie- powiedział słabym głosem Jin, a Nikolas wybuchł gromkim śmiechem. 

-Raczej zmaleje- dodał, a Akira spojrzała na niego spode łba

-Spokonie. Jesteś tu bezpieczny. Ja jestem Akira, a to mój brat Nikolas- zaczęła młoda dziewczyna- Ojciec i Nikolas znaleźli Cię nieprzytomnego podczas polowania. Zabawnie było kiedy przynieśli człowieka zamiast sarny czy królika do domu- zachichotała- Jak się nazywasz? Czemu włóczysz się sam po lesie?

I nagle przypomniało mu się wszystko co przeżywał przed upadkiem. Wstał nagle popychając Akirę i świat znowu zakołysał mu się przed oczyma. Przewróciwszy się na ziemię zemdlał. 

C.D.N…

Czytelnicy! Cieszę się, że jest was coraz więcej! Komentujcie, polubicie fanpage na Facebooku ,,Równowaga Nastii,, i w razie pytań czy ciekawych scenariuszy dotyczących fabuły, uwag piszcie na mojego maila: nas.tka@poczta.fm lub na mój prywatny profil Fb- Natalia Adamczyk. Z góry przepraszam za powtórzenia i błędy, a także za to, że ostatnio tak mało pisałam- dlatego dzisiaj wyszły dwa nowe odcinkie- nie obiecuję, że zawsze punktualnie w poniedziałek w nocy będą one wychodzić, bo wiadomo zawsze coś może wypaść, ale postaram się pisać na czas. Dzięki, że jesteście trzymajcie się i cześć…

Białe przedstawienie

Powoli stawało się widno. Słońce nad Ciżmą odbijało swój blask w drobinkach śniegu na górach Bambarun. Od samego rana mieszkańcy byli ożywieni pozytywną energią wynikającą z pogody. Promienie słoneczne nie tylko roślinom, ale także ludziom przesyłały siłę do przeżycia kolejnego pracowitego dnia. Od rana w karczmie roześmiane i gwarne towarzystwo dawało się we znaki gospodarzą, swoją swawolą zwiastując nadchodzącą zimę, czyli o wiele lżejszy od pracy czas.

Był to także czas wielkiego wydarzenia dającemu okazje do wielu plotek gospodyniom domowym. Wydarzenia pięknego w charakterze, które jest początkiem wspólnego życia dwojga ludzi. Ponieważ widzisz, drogi czytelniku, za każdym razem kiedy kobieta i mężczyzna poznają się to mija sporo czasu zanim ich związek zacznie być traktowany przez otoczenie na poważnie, a nie młodociane zagrywki. Małżeństwo to scalenie dusz. Już nie dwoje, a jedno jak zostało napisane w pewnej starej księdze. Jest to sojusz miłosny, nierozerwalny dający początek nowemu życiu, które przysparza wielu trosk, ale i wielu pięknych chwil.

Takie również powinno być ich małżeństwo- myślał Jinnai czekając na pannę młodą w dniu ich ślubu. Nastia zaś przygotowała się do swojej roli najlepiej jak umiała. Spryskała się perfumami, ubrała starą suknię ślubną swojej matki, którą świeżo co wyprała. Na koniec po rozczesaniu włosów przyozdobiła je wiankiem plecionym z kwiatów polnych. Przy głównym placu gdzie były organizowane wesela już schodzili się pierwsi mieszkańcy i gapie aby zobaczyć nową parę młodą. Gospodynie szepcząc między sobą ukradkiem spoglądały na Pana Młodego. Westchnął. Pastor już stał przy drewnianym ołtarzu. Jin podszedł do niego.
I wtedy, z oddali można było zobaczyć nadchodzącą białą postać. Gdybyś drogi czytelniku miał zapytać chłopaka, co czuje do tej kobiety nie wydusiłby z siebie żadnego słowa. Był bowiem tak bardzo oczarowany gęstymi włosami Nastii, jej bladą cerą, która ginęła w falbankach białej sukni, wiankiem na jej głowie. Gdy podeszła bliżej poczuł także jej zapach, woń kwiatową perfum, których używała od okazji. Zobaczył świecące się piękne oczy i delikatny uśmiech dziewczyny. Westchnął znowu.
Dla niej to tylko przedstawienie. Ona chce być wolna. W rzeczy samej. Tylko dla Panny Młodej ślub to była czysta formalność, tak że nawet nie trudziła się o zorganizowanie wesela. To jak dzisiaj wyglądała, jak się zachowywała, nawet to jak pachniała było tylko grą. Będzie wolna jeżeli Rada odczepi się od niej i uznają ślub za prawowity i spełniający warunki konstytucji. Podeszła do Jinnaia. Jakiż on był uroczy wpatrując się tak w nią, jak w malowany obrazek. Jakiż on był głupi i słaby, pomyślała. Kochała go jak przyjaciela, ale i nienawidziła tej cholernej słabości jaką miał w sobie. Tego lęku przed nią samą. Zastanawiała się czego w istocie rzeczy się tak bał. Od kilku dni starał się jej coś powiedzieć, tak się przynajmniej Nastii wydawało. Ciekawość brała górę i zdecydowała, że później się go zapyta o to. Pal z symbolami religijnymi był wbity na środku podestu przed ołtarzem. To tam młodzi przysięgali sobie miłość.
-,,Jaka piękna dziewica,,- powiedział Jinnai tak jak było to zapisane w tradycji
-,,Jaki piękny młodzieniec,,- szepnęła Nastia tak, że ledwo można było to usłyszeć
Od teraz byli już mężem i żoną. Zeszli z podestu i Jinnai wziął ją na ręce by zanieść do ich domu na wzgórzu jak już wcześniej ustalili, który będzie im obojgu służył. Opuścił ją na ziemię dopiero kiedy byli już w chatce. Ich ognisku domowym. Patrzyli sobie chwilę w oczy, po czym jej powieki delikatnie się zamknęły. Stała tak nieruchomo czekając na coś. Jin zaczął się zastanawiać o co jej chodzi. Może ją coś boli?
-szybciej pocałuj mnie…- ten jedyny raz
Jinnai chwycił ją wolno w talii. Serce zaczęło mu bić jak szalone, a oddech zrobił się szybki. Musnął jej wargi po raz pierwszy. Zanim jeszcze zdążył pomyśleć o tym co się stało ona szybko odwróciła się i wbiegła na piętro.
– Ty śpisz na dole- krzyknęła po drodze do sypialni- i nie waż się do mnie zbliżać w nocy
Jin zaśmiał się pod nosem. Cała Nastia, pomyślał.
Dzień się skończył. Dzień, którego wyczekiwał tak długo…

Sen przerwał mu cichy szmer na ganku. Obudziwszy się podszedł do okna i zobaczył pięciu uzbrojonych ludzi w czarnych szatach, dokładnie takich, którzy pilnują porządku w mieście. Poruszali się bezszelestnie. Tego też spodziewał się po ludziach Pana… Ale czego oni tutaj chcą? Gdy odchodzili powoli od ich domku dostrzegł jak jeden z nim niesie coś przewieszone przez ramię. Coś a raczej kogoś… Pukle czarnych włosów przykrywały jej zupełnie twarz. Porywają Nastię…

Decyzje i prawda

Ciemna burza rozbrzmiewała nad Ciżmą. Ludzie zdążyli skończyć pracę na dzisiaj. Pochowali się w swoich domach czekając na koniec ulewy i nadejście świtu. Tutaj wszystko miało swoje miejsce. Deszcz i słońce były nieodłącznymi braćmi, którzy współdziałając tworzyli urodzajne plony dając energię i wodę ludziom, zwierzętą i roślinom. Wiedzieli o tym wszyscy mieszkańcy Ciżmy. Tak samo jak Nastia i Jinnai siedzący przez rozpalonym kominkiem grzejąc się. Oboje mieli nastrój podobny do pogody.
-Za trzy dni kończysz szesnaście lat. A to oznacza, że masz dokładnie tyle czasu na znalezienie sobie męża. Słyszałem jak Rada rozmawiała o Tobie na dożynkach. Nie podoba im się, że jeszcze nie wybrałaś nikogo.
Nastia milczała. Wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten moment. Próbowała sobie wyobrazić jak mogłaby być niezależna z mężczyzną pokroju patryjarchów, głów rodzin w wiosce, mających swoje przyzwyczajenia i zdanie co do miejsca kobiety, mężczyzny i dziecka w rodzinie. Czy mogłaby być szczęśliwa i wolna jak teraz? Czy tę wewnętrzną harmonię jaką stworzyła w sercu po ustatkowaniu swoich uczuć względem tragicznej śmierci swojej rodziny mogłaby ochronić i współistnieć z drugą osobą? Raczej nie, chyba że…
-Jin?
-Tak Nastio?
-Czy chciałbyś może… mnie poślubić?
Jinnai przez chwile nie był pewny co takiego usłyszał. Starał się kilka razy przeanalizować sobie słowa, które wypłyneły z ust młodej kobiety.
-Słucham? I jak ty to sobie wyobrażasz?
-Normalnie. Weźmiemy ślub. Mi dadzą spokój, z tego co wiem ty będziesz miał podobną sytuację za kilka miesięcy więc i tobie. Wszystko będzie w porządku. Sądzę, że to plan idealny.
Chłopak zdenerwował się, wstał z podłogi i popatrzył na Nastię. Bardzo ją kochał, jednak inaczej wyobrażał sobię tę chwilę. Chciał ją wziąść w ramiona ale jakaś wewnętrzna siła, a raczej duma i moralność blokowały go przed tym. Ta dziewczyna go nie kochała. Czy przyjaźnili się? Zawsze nazywali siebie przyjaciołmi, ale Nastia posiadała bardzo ciężki charakter, który kazał jej robić różne rzeczy za cenę własnej niezależności i wolności, więc do końca nie wiedział, czy był jej przyjacielem, bo go lubiła, czy dlatego, iż jego matka ją wychowała.

Samą Dziewczynę po prostu mało obchodziło co Jinnai straci, a co zyska na małżeństwie z nią. Jeżeli chodziło o niezależność Jin był idealną osobą, która mogła jej to dać. Był niezbyt pewny siebie, uroczy jak mała dziewczynka, szanował ją i słuchał. Myślała o tym, że nie byłby w stanie podnieść na nią głosu czy nawet ręki, a pierwsze skrzypce w jej opinii grałaby ona jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji. Władza… To jest to czego chciała Nastia w związku. Jej zimne wyrachowanie pozwalało jej myśleć tylko o tym.
-M-muszę to przemyśleć- Jinnai odwrócił wzrok
-O czym masz myśleć Jin?- Nastia przywarła go lekko do muru podnosząc ton głosu i wstając- Przecież wiesz, że razem będzie nam najlepiej. Kto inny jak nie ja zna Ciebie lepiej. Kto inny jest z Tobą?
-Jesteś ze mną jak z własnym bratem Nastio.
Dziewczyna chwilę zamilkła. Była gotowa zrobił wszystko by nie zostać skazana na przymusowy ślub z jakimś nieznajomym. Zachłysnęła się powietrzem starając wymusić płacz.
-Proszę… – po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, coś czego on nienawidził, a ona dobrze o tym wiedziała. Podszedł do niej otarł miękkimi dłońmi jej policzki.
-Jesteś okropna… -powiedział i zbliżył usta w geście pocałunku, lecz zaraz je odsunął i puścił dziewczynę. Jeszcze nie czas na to. Jeszcze sama go pokocha.
-Umowa stoi- szepnął, odwrócił się i wyszedł z domku zostawiając dziewczynę samą.

Noc wyglądała przepięknie z tego miejsca. Ruszył w dół. Jutro uda się do starszych oznajmić im o ich wspólnej decyzji. Tymczasem idąc do wioski, do swojego domu myślał o tym jak obwieści nowinę o ślubie swojej matce. Kochała ich oboje jak własne dzieci, więc pewnie nie będzie miała nic przeciwko temu. Wszedł do małego domku koło karczmy. Oboje się tutaj wychowali. . Duża izba, trzy łóżka, piec, stół. Jego rodzina nigdy nie miała dużo jeżeli o materialne rzeczy chodzi. Ale w tym zapadłym domku panowała zawsze cudownie ciepła atmosfera rodzinna. Kiedy jego ojciec jeszcze żył zawsze z mamą śpiewali mu do snu. Potem pojawiła się Nastia. Mama miała więcej trosk z samotnym wychowaniem dwójki dzieci. Dodatkowo nie było zbyt dużo pieniędzy. Pamiętał jak wychodziła wcześnie rano na targ sprzedać to co zrobiła z kawałków drewna przyniesionych z lasu i siedziała tam do później pory puki nie sprzedała wystarczająco drewnianych ramek, łyżek, szkatuł aby zarobić na chleb dla niej i dla swoich dzieci.
Patrzył teraz na nią jak spała oparta głową o ręce splecione na blacie stołu. Na jej zmęczoną twarz, podkrążone oczy. Zauważył kilka siwych włosów. Jednak zawsze miała w sobie ten spokój ducha i nawet teraz- delikatny życzliwy uśmiech na twarzy. Kiedy się przysiadł ocknęła się lekko. Przetarła oczy.
– Witaj mamo. Wróciłem. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
Jinnai zaczął opowiadać swojej matce o początkach uczucia do Nastii. O tym jak ciężko mu było kiedy wyprowadziła się od nich. O tym jak chciał ją chronić każdego dnia i nigdy nie spuszczał z niej wzroku i w końcu o ich decyzji.
-Synu…- przemówiła wreszcie kobieta- Życzę Ci, abyś każdy własny cel, który sobie obrałeś jako dorosły mężczyzna został w stu procentach spełniony. Pozwól jednak, że kiedy wreszcie nadeszła chwila wyjawię Ci całą prawdę o naszej Nastii. Prawdę, której ona sama jeszcze nie zna. Istnieje bowiem pewna legenda, o której na pewno słyszałeś. Opowiada ona o czarodziejach, którzy założyli naszą wioskę, uczynili bezpiecznymi lasy dla ludzi, a także stworzyli warunki do uprawy roli i wielu innych rzeczy.
-Tak. Kojarzę tę historię. Mieszkali oni na wzgórzu przez pierwsze pokolenia istnienia naszej wioski, kierowali ją ku dobru, czuwali nad nią tworząc swoistą utopię- miejsce gdzie każdy mógł czuć się wolny i szczęśliwy, gdzie ludzie kochaliby się i szanowali.
-Otórz historia ta ma wiele z prawdy. Pozwól mi, że uczynię Ci honor i powiem, że moja przyjaciółka Persiwala, jej mąż Kereusz, a także dwaj synowie byli potomkami tych czarodziei co założyli naszą wioskę. Persiwala miała także trzecie dziecko. Dziecko, które przed wydarzeniami tamtej nocy mordu zostawiła u mnie bezpieczne aby nie zginęło i dało początek kolejnym pokoleniom czarodziejów, którzy będą chronić wioskę.

C.D.N

Marzenia są dobre, ale to tylko marzenia. Z drugiej strony gdyby stały się rzeczywistością to o czym mielibyśmy marzyć?

,,Czy jestem tutaj sama?,, Ciągle zadawała sobie to pytanie. Skakała właśnie z kamienia na kamień tuż nad rzeką. Słońce świeciło na czystym błękicie nieba jak namalowane żółtą farbą na płótnie. Strumienie wody połączone w całość dźwięcznie zcalały się w jeden rytm plusku. Jeżeli jest tutaj sama to chce aby tak było już zawsze. Aby każdego dnia mogła żyć w zgodzie z samą sobą. Jej naturą. Przycupnęła na kamieniu. Myślała o tym jakby to było gdyby ona pierwsza została stworzona w raju, gdzie by zawędrowała i czy harmonia z przyrodą o jakiej zawsze śniła przyniosłaby jej ukojenie, którego się spodziewała. Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwonka poruszanego przez cichy wiatr. Wstała z posłania i poczęła się ubierać pomału z gracją jaka była jej zwykła. Znowu te same sny. Marzenia są dobre, ale to tylko marzenia. Z drugiej strony gdyby stały się rzeczywistością to o czym miałaby marzyć? Przeczesała długie czarne włosy dłoniom. Wychodząc z domu na szczycie wzgórza popatrzyła na piękny krajobraz Ciżmy, rozciągający się aż do pobliskich gór Bambarun. Tej samej Ciżmy, która znajdowała się w posiadaniu Pana, srogiego władcy o którym mówiła jej matka od dzieciństwa. Ówczesny Pan zdążył już dawno wyzionąć ducha, lecz na jego miejsce wkroczył nie ujmujący mu dumą i złymi manierami wykorzystywania taniej siły roboczej następca, syn- także nazywany w wiosece Panem. Nie było bowiem dane prostaczką znać imienia władców. W zbiegu okoliczności trzy dni po śmierci starego monarchy jej matka zostawiła swoje jedyne dziecko u przyjaciółki, nie podając żadnego powodu małej jeszcze wtedy dziewczynce. Dowiedziała się potem, że oboje jej rodziców i dwójka starszych braci zostali zamordowani w tajemniczych okolicznościach w hatce na wzgórzu, w której ona teraz po osiągnięciu dorosłości piętnastu wiosen zamieszkała. Ruszyła wolnym krokiem w dół- w kierunku wioski tętniącej życiem. Wchodząc minęła karczmę, kowala i skierowała się do budynków w, których mieściły się magazyny kawy przy której przesiewie pracowała. Widzisz drogi czytelniku- cała wioska bowiem podporządkowana była młodemu wówczas monarsze od wyrobu kawy, po produkcję piwa najlepszego w Nirvanie. Od krawców tworzących wytworne suknie dla tych którzy mają odrobinę wiecęj grosza, do mecenasów sztuki jaką było tworzenie mocnych mieczy, głównie dla wojska należącego do wymienionego już władcy. Wieśniacy dostawali z tego wszystkiego niewiele, dlatego częsta była tutaj bieda. Ludzie w dobroci serca znosili niedolę z uśmiechem na ustach i nadzieją w sercach, że uda im się kiedyś wyzwolić. Oczywiście zdarzały się spiski i knucia ale zawsze kończyły się one na planach znikomych jak mgła unosząca się nad osiedliskiem Ciżmy o poranku.
-Nastia?- dziewczyna usłyszała zza swoich pleców krzyk, kiedy zaczęła szykować odzienie do pracy. Założyła lniane rękawiczki i chustę na głowę.
-Witaj Jinnai- zaczęła się zastanawiać czego chce od niej wysoki szatyn.
-Czemu nie było Cię wczoraj na dożynkach? Nie cieszysz się, że skończyliśmy już zbiory i możemy odpocząć do następnego sezonu?- Jin z właściwą mu nutką sarkazmu w głosie zapytaj przyjaciółki, która uśmiechnęła się wyniośle.
-Nie lubię przebywać za często wśród ludzi. Dobrze o tym wiesz. Ty także nie masz się z czego cieszyć. Oboje pracujemy przy kwestiach innych niż zbiory. A teraz przepraszam ale na prawdę muszę już zaczynać.
-Chcę z Tobą porozmawiać.- szepnął chłopak- Nie tutaj. Przyjdę do Ciebie na wzgórze po południu.
Nastia przytaknęła kiwniecięm głowy i zabrała się do pracy przy oddzielaniu właściwych ziaren od tych zepsutych i mieleniem ich.

Ciżma drogi czytelniku położona była w doline, którą z jednej strony okalały góry , a ze wszystkich innych kierunków lasy i pola. Główny szlak biegł przez las leżący u podnóża zielonego wzgórza na którego szczycie mieściła się chata Nastii, ludzie mówili, że zawsze na tym szczycie słychać było najpiękniejsze melodie wyśpiewywane przez pobliskie ptactwo o czym Nastia doskonale wiedziała. Możemy powiedzieć, iż Ciżmie bliżej było do rozwijającego się miasteczka przemysłowego niźli do wioski jak ją powszechnie nazywano, ale mieszkańcy przywykli do tego małomiasteczkowego określenia z powszechnej tradycji, wszyscy bowiem wiedzieli, że początki tej otoczonej pięknymi krajobrazami wioski miały miejsce i czas gdy liczyła ona zaledwie stu mieszkańców i była osiedliskiem z dwudziestoma tylko chatkami. Za to dziś liczba osiedlników sięgała aż około dziesięciu tysięcy i szczerze powiedziawszy wybudowanie kilku jeszcze domów wymagałoby wykarczowania kilku drzew. Ciżma na swoje szczęście przeżywała swój złoty okres jeżeli chodzi o rozkwit rzemioseł. Rozległe lasy dostarczały pracy leśników i bartników obserwujących zwierzęta co pozwoliło dokładniej określać mieszkańcom cykl natury. Potrzebne to było między innymi, aby myśliwi wiedzieli ile osobników z danego gatunku w pewnym czasie mogą upolować, aby nie ucierpiała na tym liczebność ras. Drewno za to było wykorzystywane przez cieśli. Pola zasiewali rolnicy, którzy osiedlili się na obrzeżach by mieć łatwy dostęp i krótszy odstęp drogi do pracy na roli. Góry zaś w, których kopalniach pracowali górnicy dostarczały Ciżmie surowców, dzięki czemu rozwinęły się takie zawody jak kowal i płatnerz swoimi usługami cieszący nie tylko tutejszych ale i przejezdnych, dzielnie współpracując z najlepszymi w mieście grotnikami i gwoździarzami. Bednarze mieli tutaj też spore pole do popisu jeżeli chodzi o glinę do wyrobu garnków i wszelkiego innego rodzaju naczyń bez, którego żadna domowa gospodyni nie obyłaby się łatwo. Wszystkie wartościowe towary w wiosce jak i w kontakcie z innymi miasteczkami lub osiedliskami wymieniano na inne potrzebne rzeczy. Władzę nad tą wioską jak nad kilkoma innymi w Nirvanie w zasięgu dwudziesto mil sprawował Pan kierujący radą najstarszych. Stowarzyszenie to w porozumieniu z monarchą ustanowiło kodeks mający na celu normować ilość ludzi w wiosce, ich prawa i obowiązki, godziny, dni pracy i jej przydział. Było przykazane na przykład, że mężczyźni krępi o dużej sile mieli nadawać się do cechów w których kluczowe było przenoszenie ciężarów. W dniu piętnastych urodzin każdego młodego człowieka Rada Ciżmy osobiście przyzywała dorosłego już obywatela i sprawdzając jego predyspozycje przydzielała na nauki do cechu w którym dany jegomość albo panienka mieli za zadanie się odnaleźć. Zgrupowanie miało na swoim sterowniku także inne aspekty życia mieszkańców Ciżmy, jak chociażby kontrolowanie liczby urodzeń, czy też stanu cywilnego obywatela. Przykazane było, że kiedy człowiek liczył sobie już szesnaście wiosen musiał zabrać się za szukanie swojej drugiej połówki, by potem założyć z nią rodzinę, która mogła liczyć maksymalnie czterech osobników. Jeżeli dany osobnik byłby uporczywy w poszukiwaniach, Rada miała możliwość przyznać mu osobę o podobnej sytuacji cywilnej lub wdowca czy wdowę. Można powiedzieć, że stowarzyszenie to miało władzę przekazaną jej przez wodza dzięki, której ustanawiało zasady, sądziło za niesubordynację. Wykonywaniem wyroków zajmowali się już znajdujący się w Ciżmie żołnierze Pana, którzy swoje twierdze usytuowali pod pasmem gór Bambrarun. Od podszewki dziecko do lat pięciu miało być uczone tutaj o miłości i posuszeństwie do najwyższego wodza i rady, potem zostawało oddane do szkoły gdzie uczyło się czytać, pisać, anatomii człowieka oraz historii swojej osiadłości. Dodatkowo dla chłopców była aktywność fizyczna, a dla dziewczynek szycie i gotowanie przez, które pomagały pobliskim gospodynią. Nauka trwała przez sześć lat. Następnie młodzi członkowie społeczności powinni byli pomagać swoim rodzicom w ich zawodach, a po paru latach zdać egzamin o sprawności do wykonywania cechu. Tym sposobem najczęściej odziedziczało się zawód od rodziców przy, którym pełnieniu było się przez kilka ostatnich wiosen.

Wieczorem zanosiło się na burzę. Mimo to Jinnai dzielnie wdrapał się na szczyt wzgórza i wyczekiwał na swoją przyjaciółkę. Krajobraz Ciżmy z ganku jej domu wyglądał niesamowicie. Tak prawie niesamowicie jak ona sama dzisiaj kiedy ją zobaczył. Usiadł na schodkach do domu, a obok postawił słoik z konfiturami- prezent od jego matki, a przeszywanej ciotki Nastii dla niej. W dali było widać już przemoczoną sylwetkę dziewczyny. Nastia wbiegła pod zadaszenie tarasu, a potem prosto do środka i rzuciła się rozpalać w piecu. Jinnai wszedł wolnym krokiem do środa śmiejąc się z jej porywczości i usiadł za nią. Zarumienił się lekko i odwrócił wzrok kiedy Nastia zaczęła się przed nim rozbierać ściągając przemoczone ubranie.
-C-co ty robisz?- zapytał zaskoczony
-Nie wygłupiaj się. Jesteśmy jak rodzeństwo- odpowiedziała ze śmiechem dziewczyna i zarzuciła na nagie ciało suchą sukienkę.
Może byli jak rodzeństwo, ale tylko dla niej i tylko do momentu jak mieli po sześć lat. Teraz Jinnai nie mógłby patrzeć na nią bezstydnie kiedy jest naga. Może dlatego, iż była już w pełni kobietą, a może z powodu tego, że sekretnie był w niej po uszy zakochany i nie widział nikogo poza nią.
-O co chodziło Jin?- zapytała w końcu Nastia
-Mam do Ciebie ważną sprawę i sama powinnaś wiedzieć co się stało.
-Chodzi o to, że za parę dni będę miała siedemnaście lat?
Chłopak przytaknął z poważną miną.

C.D.N